Seria obrazów, którą nazwałam „Spacer po lesie” to zapis szaleństwa. Powstała na przełomie września i października 2018 roku i była dedykowana na wystawę w Galeri Donde na Warszawskiej Pradze.
Zazwyczaj maluje długo i metodycznie. Ukończenie jednego obrazu zajmuje mi parę tygodni. Teraz tego czasu nie miałam. Postanowiłam wyzwać siebie samą na pojedynek. Czy można stworzyć wystawę w miesiąc?
Jadę na działkę aby zmierzyć się z zadaniem, ale jest jeszcze coś innego, co ciągnie mnie na wieś… Mam potrzebę przywołania atmosfery zeszłej jesieni w tym samym miejscu. Aby coś sobie przypomnieć i o czymś zapomnieć Dzień w dzień i w zimne noce siadam na ganku, który tak dobrze znam i skanduję: trzeba pchać siebie dalej, biec szybciej, pragnąć więcej… Po co? Sama nie wiem. Pewnie dlatego, że coś się we mnie przelewa. Tutaj staram się przywołać atmosferę tego, co siedzi mi wciąż pod samą skórą.
Zapraszam Cię abyś wszedł ze mną w las. Zobaczysz tam dziecięco naiwne stworki. To leśne zwierzęta, co pilnują porządku w chaosie. Jest też mój brat sprzed lat; przykucnięty w paprociach. On widzi żmiję, której my nie… Dalej pola, co kojarzę od dziecka. Sowa nawołuje w nocną brzezinę. Wianek, który pozbawił mnie głowy w pewien dzień czerwcowy. Siostrami mojej uległości jest smutek i samotność. Dybuk niezałatwionych spraw. Wilgoć lasu. Martwy gołąb spotkany na szosie. Kukurydzę już ścieli. Wieczory robią się chłodniejsze. Zieleń obumiera. Sezon na słoneczniki dobiega końca. Zobacz sam dla siebie. Czy jest coś, co rozpoznajesz w tym lesie? Tak właśnie zamykam mój pojedynek z czasem, ze wspomnieniem, z determinacją, z wewnętrzna potrzebą i lękiem. I co dalej? Pragnę tworzyć wciąż i więcej.
„W październiku zawsze odczuwam niewygodne
podniecenie. Może dlatego, że niedługo mam się
urodzić. 26 ego przychodzę na świat wbrew temu,
że jesień już zaczyna gasić to, co latem żyło tak
dojrzale. Zeszły rok zatacza koło. Zamykam go
z niedosytem. Wiek niewinności się skończył.
33 się dopala – to mój własny las znaczeń.
Dorzucam do ognia; zapada zmrok.
Chodź ze mną jeszcze raz tam gdzie byliśmy;
w las. Co odżywa w Twojej pamięci gdy stoisz
wśród drzew? Widzę wciąż jak szukamy grzybów
niczym leśne stworki udając, żenie jesteśmy
dorośli. Chcę zatrzymać to wspomnienie czystym.
Przegrywam. Wewnętrzna tektonika je psuje;
wilgoć mi Ciebie zabiera. Na skraju drzew zamykam
oczy; by nie widzieć ani początku, ani końca.
Marze o tym aby, zgubić się raz jeszcze. Chodzę
po tych samych ścieżkach. Szukam Ciebie tam
gdzie kiedyś chodziłeś ze mną.
Rozbierz mnie; brzozy na około, liście kładą się
dywanem. Ktoś patrzy! Czy to lis, czy sarna..?
Wrzos i mech; to są moje bachanalia. Zły duch
mnie opętał. Licho szepcze do mnie o miłości
i tęsknocie; znam tą litanie aż za dobrze.
Dam radę; pocałuję wszelkie stworzenie, śmierć
życiem przykryję. Nie rozumiesz..? To jest we mnie.
To pragnienie. Próbuję zgubić je gdzieś między
drzewami; ale to na nic.
Trzeba to uczcić, baw się tym, dotknij.
Strach zabierze ci wszystko to, co mogłeś
mieć. Boisz się mnie? Klucze, szukam, tropię.
Czy widzisz to co ja? Tu mieszka duch, który
mnie zna. Wędrowcu mój- chodź. Moje Śliczne…
Kochanie moje. Lepiej czuć,czy nie czuć?
Lepiej pamiętać, czy zapomnieć?
Lepiej widzieć drzewa czy las?” Małgosia Malinowska